chora ślinianka
mieszkam pod Kościerzyną. Tutaj nadal koza jest krową dla biedaka i znalezienie weterynarza, który się przejmie/zajmie/douczy jest sztuką. Nawet zastrzyk dowymieniowy ( bez oglądania kozy, polegając tylko na moi opisie) musiałam zrobić sama. Generalnie, nawet do trudnego porodu nie przyjechal (pani ma mniejszą rękę niż ja)... Na zatrucie stosowałam wahadełka i zioła, działa! a weterynarz z kroplówką nie pomógł. Miłością można czasem więcej niż niepewną wiedzą...


  PRZEJDŹ NA FORUM