Niestety jednak poronienie. Maluszki były już w szyjce macicy jednego udało się wyciągnąć weterynarzowi drugi był nieco dalej i weterynarz stwierdził ze sama wydali. Podał leki w zastrzykach i kazał obserwować czy wydali. zajrzy do niej we wtorek jeszcze bo będzie w okolicy. Płody były małe (wielkości dużej myszy polnej, miały już wykształcone nóżki), stwierdził ze obumarły wcześniej ale mimo wszytko były na tyle spore że organizm musiał je wydalić a nie wchłonąć. Zdziwiłem się bo powiedział że jak na wiosnę dostanie rui to żeby jedna pominąć i przy kolejnej ją pokryć, ale zastanawiam się czy nie lepiej byłoby poczekać do tych pierwszych jesiennych rui. Chciałbym poznać przyczynę, ale weterynarz stwierdził że to niezwykle trudne. Po wywiadzie co je nie stwierdził jakiś błędów żywieniowych i braków witaminowych. Stwierdził że tak po prostu bywa. Poszukuje jakiś faktów co mogło się wydarzyć i myślę że poronieni mogło być spowodowane przez inną kozę. W boksie razem z tą kózką była jej córka. Żyły zgodne nie bodły się przy jedzeniu też spokojne. Ale jakiś czas temu ta młoda dostała rui i zaczęła obskakiwać matkę. Zauważyłem że ją gania i odstawiłem do oddzielnego boksu. Być może to własnie to było powodem. teraz ważne żeby moja ulubienica wróciła do formy. Z tego wszystkiego złego trafiłem w końcu na super weterynarza, który zna się na kozach, bo jego ojciec również weterynarz hodował je kiedyś. Trochę do mnie ma, ale przyjechał bez jakiegokolwiek marudzenia i zbywania. |