Wypadki przy kozach
Nie chodzi o to, żeby chodziły za nami, jak pies. Chodzi o wzajemne "zaufanie" i nieutrudnianie sobie życia nawzajem.
W kontaktach ze zwierzetami wszelka nerwowość jest przez nie natychmiast wyczuwana i wtedy zachowują się różnie: albo wpadają w popłoch, co się wyraża różnymi zachowaniami, albo próbują Cię zdominować i robić swoje.

Moja Andzia to oaza spokoju, taka prawdziwa "królowa matka". Wczoraj chciałam ją przeprowadzić, luzem, w inne miejsce pasienia się. Przy bramce stał mąż, więc Andzia nie podeszła. A ja byłam wqrzona i zaczęłam na nią wrzeszczeć. Skończyło się ganianiem po całym wybiegu i jeszcze większym wqrzeniem.

Ela, czemu dojenie przy udziale męża? Co on robi z tą koza w trakcie dojenia?
Może najlepiej chodzić do nich w pojedynkę?
I tak, jak mówi Gawron - kozę uwiązać i dać jej owsa na dojenie. Tylko nie do wiadra na ziemi postawionego, a umieścić karmidło na wysokości pyska, tak, żeby sie koza do niego nie schylała.


  PRZEJDŹ NA FORUM