Rejestracja kozy
    LadyM. pisze:

    właściciele tych niekolczykowanych to w większości ludzie ogromnom siłom oderwani od sochy ( pługa nawet nie oglądali z bliska). Kozy stoją w syfie, zawszone, zarobaczone i żywienie odbywa się zgodnie z legendą, ze koza zje co bądź, nawet brzozowa miotła jej wystarczy.


Trudno się nie zgodzić z powyższym.
Nie dalej jak dwa tygodnie temu miałam "przyjemność" zobaczyć takie coś.
Przyjechał do mnie facet celem nabycia koziołka - wiek, rasa były mu obojętne bo jak twierdził, kozy to on "ma tylko na mleko bo tego minsa to nik nie je bo capi i zaś jak się co uchowie to on i darmo odda, ale kozła do swoich chce swojego".
Jako, że u znajomej jest jedno koźlę płci bardziej bojowej na wydaniu, a Babcia koźlaka chce sprzedać "do gara albo w ludzkie warunki bo na poniewierkę nie da", więc przypadł mi w udziale przywilej zrobienia inspekcji w miejscu, gdzie Skud miał by zamieszkać (imię dostał jako skrót od codziennego wyprowadzania przy którym Babcia wrzeszczała na niego mniej więcej tym tekstem "skudniku jeden, ubije jak psa jak mi jeszcze jednego kwiata obeźresz" - koźlak cierpliwie krzyk znosił a następnego dnia przy wyjćiu na łąkę obowiązkowo na kwiatki leciał, czyli na co dzień ta sama checa).
Ale wracając do meritum, zapakowałam do auta Babcię ze Skudem na kolanach i jedziemy.... Daleko nie było, bo ok 4 km.
Zajeżdżamy na miejsce, na dworze 34 stopnie w cieniu, cienia nie cholery nie widać, chałupka, jak chałupka, gorsze widywałam więc przerażenie mnie tylko lekkie ogarnęło. Za to za chałupką sad przeogromniasty, łąki w koło mimo upałów zielenią oko cieszą tylko kóz nie widać. Ale pomyślałam, że w tym upale to pewnie pod drzewami śpią albo gdzie indziej się w cieniu pochowały.
Wyłazi dziad z chałupki, grzecznie go pytam czy mogę zobaczyć te jego kozy bo tak jakoś mam, ze lubię na zwierzaki popatrzeć, zestaw do korekcji raciczek zawsze mam "przypadkiem" przy sobie ( są tu na forum tacy, co to z autopsji znająoczko ), więc po prostu chcę je zobaczyć i już.
Chłopina cofnął się chałupki, coś tam w garść chwycił i rzuciwszy mi "idom za mno" dziarsko pomaszerował za chałupę.
Babcia Skuda przywiązała do kierownicy (jednak jest kobieta kreatywna, bo żeby linki nie przytrzasnąć zrobiła to przez na szczęście otwarte okno)i potruchtała za nami.
Naszym oczom ukazała się murowana rudera o wymiarach ok 3 na 2 metry, szumnie przez gospodarza koziarnią. Moja pierwsza myśl - co on tam kuźwa może mieć w środku....
Rzeczywistość przerosła moje najczarniejsze przewidywania.
W tym czymś po jednej stronie była rupieciarnia z graciarnią a po drugiej...pod ścianą (ok160cm - bo to ta krótsza ścianka) murowane koryto na wysokości ok 60-70 cm poprzedzielane betonowymi murkami na 4 części. Murki wysokie na jakieś 130 cm i takież też długie, czyli betonowe mikro boksy...
Przy korytach kozy na łańcuchach uwiązane na krótko, tak, że tylko wstać i się położyć a o pomizianiu pyskiem po grzbiecie i bokach nie ma co marzyć.
Nas podłodze beton i popruszone słomą, chociaż patrząc na kolor kóz to słoma raczej rzadkim gościem tam bywa.
W korytach pusto....Lizawka? Pewnie nie znały, wody zero, upał w pomiszczeniu i smród taki, że mi się cofać zaczął obiad z dnia poprzedniego, no i oczywiście kozy "lewe" czyli bez biżuterii.
Chłop zapytany o kolczyki wprost stwierdził, że " pier.... agyncje i jejich kolczyki, zgłaszać nie bydzie a jak mu kto jakom kontrol naśle to on kozy zapier... i zakopie bo nie bydzie mu sie nikt do kozów wpier..."
Nie przytoczę tu ani słowa z tego co Babcia facetowi powiedziała, ale uwierzcie, parobek u szewca mógł by się od niej wtedy uczyć...
Pomaszerowałyśmy do samochodu, Skud chyba czuł, że wraca bo przez okno do auta wskoczył i grzecznie na siedzeniu czekał a ja się zastanawiam jak to zrobić, żeby facetowi kozy odebrać...
Jeśli faktycznie by mu kontrolę nasłać to dziad kozy utrupi...a jeśli on tego nie zrobi to mądrzy kozy każą zutylizować bo nie kolczykowane. Tak źle i tak nie dobrze, nie mam tu mądrego wyjścia, bo co by nie zrobić to się odbędzie ze szkodą dla zwierząt.



  PRZEJDŹ NA FORUM