Oswajanie zdziczałej kozy - proszę o rady.
No, a jak się te kozy zachowywały u siebie, tam skąd je wziąłeś? Tak samo?

Jak tak samo, było nie brać.

Koźleta przyzwyczajone do ludzi nie będą uciekać nawet przed "obcym".


Dodam do tego jeszcze:
moja Wanda też była dzicz, dotknąc się nie dała, wieczne matrixy po ścianach, choć przyszła do mnie z matką. Ale jakoś dałyśmy rade.Śmiechem i cierpliwością.

Tylko taka uwaga. Ja tego nie wiedziałam wtedy. Jeżeli koza nie jest przyzwyczajona do dotykania (głaskania, poklepywania itp) - nie nalezy próbowac głaskać jej po głowie. Bo to rodzi odruch "Bodę, bodę, bodę". Jak mi ktoś przystawia się do łba, to znaczy, że należy mu przywalić.

Takiego dzikusa można poklepać po karku (z boku), po łopatce (no, tak jak przednia noga, z boku) Delikatnie poklepać. "poczochrać" po kregosłupie - niektóre to bardzo lubią.

Jedynie Stefana moge myziac po pyszczku, po czółku skrobać między "nibyróżkami". Ale on tak myziany od niemowlaka.


  PRZEJDŹ NA FORUM