Ludzie, kozy i ...
temat super wesoły ale to prawda, nie rozumiem dlaczego jest takie zazwyczaj negatywne poruszenie otoczenia na wzmiankę o kozie, a krowa jest ok. i nie ma nic dziwnego w posiadaniu krowy.
jak jeszcze tylko sobie marzyłam o kozie, bo byłam w fazie przekonywania męża, że koza jest mi do szczęścia potrzebna, to się nasłuchałam, oj się nasłuchałam. że głupia jestem, że koza śmierdzi, a mleko jest niedobre, że że z kozami same problemy, że będę musiała siano robić, ze lepiej kupić krowę...
no cóż...dzielnie odpowiadałam i nadal odpowiadam, ze koza śmierdzi tak samo jak krowa, świnia czy inne zwierze które żyje w gnoju. a mleko? pamiętam jak już miałam kozę i piłam od niej mleko, jadłam serki, mleko było pyszne, ale pamiętam że gdzieś to przeświadczenie o śmierdzącym i niedobrym mleku mi utkwiło w pamięci. po pierwszym udoju Kaśki z wielką rezerwą próbowałam mleka i byłam zszokowana, bo nie śmierdziało ani nie było nie dobre. pamiętam też jak byłam pierwszy raz u Lady i poczęstowała mnie serkiem, powąchałam i stwierdziłam, że nie śmierdzą. zrobiłam to mimowolnie, nawet chyba nie do końca świadomie przytknęłam ten przepyszny serek do nosa.
też się nasłucham od teściowej czy od sąsiadów, ze głupia jestem, bo mam tyle zwierzaków. oprócz kóz mam jeszcze kaczki, gęsi, perliczki, kury i króliki. w sumie całego ptactwa mam przeszło 100 sztuk i 30 królików. i ciągle słyszę na co mi to.
a ja mam jedną odpowiedź, bo kocham to co robię, nie pracuję i mam czas, a ten czas chętnie spędzam z moimi zwierzakami wesoły
może i jestem na wsi postrzegana za nie do końca normalną, ale szczerze mówiąc wolę pogadać sobie z psem, kozą czy gęsią niż z tymi fałszywymi ludźmi...
a mój mąż pogodził się z tym, ze ma perdykniętą żonę na punkcie zwierząt bardzo szczęśliwy


  PRZEJDŹ NA FORUM