Dojenie kozy w praktyce.
Rany julek, mieć takie dobra w domu i nie przekonac rodziny? U mnie był na pocz. problem z mlekiem. Ja i syn uzywamy go głównie do kawy. Na pocz. synuś sobie życzył kupne. Aż w końcu się zbuntowałam i przestałam kupować. Pije kozie i nie narzeka. Natomiast do serów przekonywać nie musiałam -znikają od ręki.
I nie sprzedałabym sera, czy mleka jeżeli musiałabym odebrac "od ust" moim panom, czy sobie.
Takigo twarogu z biedronki to nawet moje psy nie chcą jesć. Coś w tym jest ....


    Lhuna pisze:

    ... dojrzewam do tego, żeby Cynamonę sprzedać. Jej cyce to jednak wyzwanie dla mojej ręki, zwłaszcza jak mam porównanie, to wiem to na pewno. Moja ręka to mój warsztat pracy niestety.
    Ale się wkopałam. Hobby wynalazłam.smutny


No, niestety. Większość z nas, trzymających parę kóz na własne potrzeby, ew. sprzedaż nadwyżek, które dotąd innych zwierząt gospodarskich nie miały, "SIĘ WKOPAŁO".
Dojna koza, jeżeli nie ma w pobliżu nikogo, kto za nas obrządzi i wydoi, to jest sznurek króciutki. Możemy się z niego odpiąć na te ew. 12h od dojenia do dojenia. Trochę luzu zyskujemy zimą, gdy się zasuszą. O ile się zasuszą, bo moja Wanda doi się na okrągło, od ubiegłorocznego wykotu.
Poza tym dojenie obciąża nadgarstki i dłonie. jeżeli się wcześniej tego nie robiło, to problem. U mnie akurat nie dojenie daje do wiwatu moim nadgarstkom, ale później, podczas dojenia to wyłazi.


  PRZEJDŹ NA FORUM