Dojenie kozy w praktyce.
Analogicznie, jeżeli chodzi o gotowane. Zapach mi przeszkadza, no, może nie aż tak jak Joli. Smak też. Natomiast od dziecka lubiłam ciepłe, prosto od krowy, takie z pianką jeszcze, tuż po przecedzeniu. Kozie rzadko piję samo mleko, choć czasem mnie najdzie.

A z dojeniem, to tak: nie ma opcji (z wyjątkiem dojenia dojarką), żeby coś do mleka nie wpadło: kozie kłaki, kawałek słomy, który gdzieś się trzymał kozy lub człowieka. Ale, jak widziałam kiedyś górali dojącyk łowiecki na hai, to i tak mamy cudo higieny. Oni doili te łowiecki od tyłu, pakując sobie sztukę na kolana, między którymi był skopek. A jak od tyłu, to bywało, że łowiecce wyleciało. No to wsadził łapę w skopek, wyciągnął, co w łapę nabrał, wyrzucił, i następna proszę silwuple.


  PRZEJDŹ NA FORUM