Oswajanie zdziczałej kozy - proszę o rady.
Na pastwisko wyprowadzam na sznurku. I z tym jest różnie. Czasem sajgon, bo sie boda po drodze. A jak już cała trójka, to walki między czarnymi pewne jak w szwajcarskim banku. Ale kijaszek jest dobrym lekarstwem na przywrócenie porządku.
Natomiast jak sa w pastuchu, to nie ma żadnego problemu z łapaniem potem. Jak widzą, że idę je zabrać, to już same stoją u bramki.

Spróbuj tak, jak pisałam w drugim temacie. Dobry jest suchy chleb (moje się mało nie zabiją za nim), wysusz troche kromek w piekarniku, wtedy sa kruche i łatwo się łamią. Jak ją masz na sznurku to zacznij podchodzić z tym chlebem. Ale tak, żeby to ona podeszłą ostatecznie do Ciebie, a nie Ty do niej. Po paru razach sie nauczy, że jak pańcia na horyzoncie, to będzie coś dobrego i sama powinna przyłazić kieszenie obwąchiwać. Kozy się łatwiej uczą niż pies. Do Stefana mówię "Stefan, chodź, klepiąc się w udo, jak do psa i Stefan idzie do mnie i za mną jak pies. Z babami inna sprawa trochę, bo się nad nimi nie rozdrabniałam. Może szkoda. Ale nie ma większych problemów.


  PRZEJDŹ NA FORUM