Bardzo młoda kotna koza |
Jakoś mi nie podsyłało na meila informacji o tej dyskusji i wpadłam tu na czwartą stronę i wzięłam się czytac to wszystko od początku. I powiem, co powiem: Na pewno wszyscy uzytkownicy tego forum cenią sobie wiedzę merytoryczna, podparta studiami i doświadczeniem. I na pewno każdy chętnie by z doświadczenia pani szoszonyskorzystał. Tylko dlaczego paniszoszonawpadła tu na forum i swoje wpisy zaczęła od ubliżania uzytkownikom, podkreślania ich tępoty i niewiedzy?! Sformułowanie "dla niektórych od urodzenia na naukę niestety jest za późno." jest szczytem chamstwa i prostactwa! Moje doświadczenie życiowe wskazuje, że sposób polegający na umniejszeniu wartości innych dla podniesienia wartości własnej stosują ludzie niepewni swojej wartości. A ubliżanie innym nie licuje z powaga osoby mającej wysokie wykształcenie i 24 letnią historię wspólpracy z instytutami. Jeżeli tak traktuje pani studentów, którzy sie tam przewijają, to współczuje studentom. A propos anegdot opowiadanych sobie w środowisku na temat leczenia telefonicznego: wybaczy pani, ale jest to praktyka nader często stosowana przez wetów, którym się dupy ruszyć nie chce do kozy (chociaż ja za to płacę) i zlecaja leczenie na odległość typu: no to przyjedzie sobie pani tu do nas, kupi to i to oraz poda tyle i tyle razy. Po czym sprzedaja substancję odsypana w paputek, bez opisu żadnego na takowym. Gdy do oryginalnego opakowania nie mam dostępu i nie mogę sprawdzic np. nazwy i terminu ważności. I niestety, tak najczęściej wygląda, gdy dzwonię i mówię: "Czy może pan przyjechać do kozy?". Odpowiedź -wyżej. W mojej krótkiej praktyce z kozami postąpiło tak troje weterynarzy w pięciu sytuacjach. W jednym przypadku dodatkowo pani weterynarz, indagowana przeze mnie przez cały dzień podała przez trzecia osobę substancje w strzykawce i kazała kozie wstrzyknąć. Nie widząc kozy na oczy. I nie dlatego, że ja tak chciałam. Tylko jej się nie chciało, choć miała do mnie po drodze. I dlatego, że weterynarze tak nas traktują - leczą nasze kozy bez oglądania ich na oczy - staramy się sobie nawzajem pomagac na forum. I zapewniam panią szoszonę, że nie jesteśmy banda debili. Wielu z nas ma również wyższe wykształcenie i wieloletnia praktykę w swoich zawodach. W kontaktach międzyludzkich, nawet przez internet i na forum, ważna jest kultura osobista. A tej się nie uzyska dzięki praktykom w instytutach, dzięki dysertacjom naukowym i profesorskim tytułom o ile nie wyssało się jej z mlekiem matki. Oraz bardzo ważna wiedza, że wszyscy jesteśmy z tej samej gliny ulepieni i nikt z nas nie jest w żaden sposób ani lepszy, ani gorszy od innych. Traktuję ten mój wpis jako rozwinięcie myśli Beaty - Artambrozji. Wydaje mi się Beatko, że mnie tam wymieniłaś z rozpędu po prostu. |