jeżeli chodzi o pogodę tę za oknem, to u mnie dziś było marcowo. W nocy lało tak cudownie, że rano na grządkach tonęłam w błocie. A w dzień ciężkie chmury sie przewalały, na przemian ze słoneczkiem. Nie wiadomo było co z tymi kozami robić, bo jakby lunęło, to z sadu lecę na zbity pysk potem. Przypięłam więc na ogrodzie. Że mi skalniak znowu szczeniaki zdeptały to jakoś byłam w stanie przeżyć, ale jak sie brzózki i funkii czepiły to nie zdierżyłam i wywlekłam je do sadu, gdzie do wieczora kibicowały.
A propos pogody ducha, to mam dziś nieszczególnie. Właśnie mija rok od pożegnania sie z pracą. Trochę mi łyso jednak. Powiem tak: zapieprz mam od rana do wieczora przez te kozy. Ale to one uratowały mnie przed depresją po przejściu na emeryturę po 35 latach pracy, którą lubiłam i która jednak dawała mi satysfakcję. |