Cesarka
Witam, na wstępie pozdrawiam wszystkie/kich koziarki/rzy i życzę wielu udanych wykotów, dobrego mleka, smacznych jogurtów i wyśmienitych serów. Kozy mamy w Polsce od lat kilku, aktualnie 7 dojnych, wcześniej mieszkaliśmy w Pirenejach, gdzie nauczyliśmy się koziarstwa. Ale, ale ten rok to kolejny rok wykotów, a dzieje się u nas dopiero w tym okresie, bo jesteśmy pełnimy rolę gospodarstwa edukacyjnego (choć jeszcze nieformalnie), ale nie miało być o tym (tak czy inaczej jakiś wstęp być musi...). Zatem Calka vel Calineczka, 4 dni po terminie (co nas tak bardzo nie przerażało), bardzo duży brzuch, o 9-tej rozpoczęła poród. Po kilku godzinach stwierdziliśmy, że cosik nie tak, za bardzo się męczy i raciczki nie wychodzą dalej jak na 5cm. Próbowaliśmy sami pomóc Calce, odrobinę ciągnęliśmy, ale nic. Wezwaliśmy weta, ten też powalczył dobrą godzinę, dodatkowo pogmerał w środku. Stwierdził, że cosik nie tak, że jest w środku drugi i też prawdopodobnie martwy. Niestety nie był za bardzo kontaktowy (doświadczenie to on ma, ale w krowach, świnkach... ot standard). Ale polecił zadzwonić do wspólnika ze spółki, ten jednak mógł przybyć dopiero po 18. Dotarł do nas i stwierdził, że nie da się wyciągnąć młodych, zatem zaprasza do gabinetu. Zapakowaliśmy Calkę do Doblasa i tak trafiła na stół. Odbyła się klasyczna cesarka (weterynarz wspomniał, że za dużego doświadczenia z kozami to on nie ma... a jest ich wielu?), a to jak duże są "maluchy", a szczególnie ich głowy bardzo mnie zdziwiło i byłem pełen zrozumienia dla wysiłków Calki. Calka aktualnie odpoczywa, po narkozie, szoku, my też grzebiąc i szperając w necie. Mamy nadzieję, że będzie wszystko OK. Pan weterynarz razem z małżonką nawet zdjęcia robili, by uwiecznić fakt, pierwszej kozy na stole operacyjnym. Pozdrawiam. Krzysztof


  PRZEJDŹ NA FORUM