Nasze życie na wsi
Ja nie mam tak silnej woli jak Krzysztof (podziwiam). Jak zdecydowałam sie rzucić, to pojechałam na takie czary mary: pasek na głowę, kulki w łapki i do prądu. Albo to faktycznie działa, albo działa, jak tabletka wit. C.połykana zamiast cudownego specyfiku, w świadomości którego ją łykamy. W każdym razie, nie zapaliłam więcej od tego momentu, ani nie miałam ochoty zapalić, ani dym tytoniowy mi nie przeszkadzał. ( bo z tym dymem to jest różnie: jednym nawróconym palaczom przeszkadza, inni chodzą czasem do palaczy sobie powąchać)
Niestety, po siedmiu latach dopadł mnie wqrw niebotyczny, na który nie znalazłam innego ratunku, przed rozsypaniem się na elementy proste, jak zapalić. No i palę z powrotem.
Mam za dużo stresu na codzień. A stres jest równie rakotwórczy jak fajki. Na razie nie mam motywacji wewnętrznej, żeby rzucić. Motywacja braku kasy to nie motywacja, a przymus zewnętrzny. Za dużo tych zewnętrznych przymusów...


  PRZEJDŹ NA FORUM