Apropos koni jeszcze - faktycznie koński rynek dzisiaj jest tragiczny. Konia z papierami można kupić za bezcen, ale daje to do myślenia, bo źrebaka swojego chowu także sprzedamy za bezcen, bo co to jest to 1500 - 2000 zł po skonstatowaniu tej kwoty ze wszystkimi kosztami, na jakie 'naraża' nas ten źrebak ? Dowiezienie klaczy do ogiera, stanówka, ewentualny pobyt klaczy u ogiera, opieka weterynaryjna podczas ciąży, witaminy i suplementy, a po porodzie paszport, czipowanie itp., itd., koszty się mnożą i ręczę, że bardzo często można być stratnym na źrebaku własnego chowu, jeśli w planach mamy jego sprzedaż, bo roimy sobie, że zarobimy na nim kokosy. Dzisiaj na końskim rynku jest przesyt, konia ułożonego pod siodło, do bryczki, skaczącego i naprawdę dobrze zajeżdżonego możemy kupić już za około 4 tyś., więc jaki sens jest w kupowaniu źrebaka ? Kiedyś, kiedy koń kosztował kilkanaście tysięcy faktycznie miało to ręce i nogi, ale dzisiaj ? Ja np. zaźrebiłam swoją kobyłę ślązaczkę bardzo uznanym ogierem rasy śląskiej, za samą stanówkę zapłaciłam 600 zł. Kiedy doliczę do tego koszty dowozu kobyły, jej pobytu u ogiera itp., to już wychodzi mi około 1200 zł. A klacz ma termin na wrzesień, więc ile jeszcze kosztów przede mną. Do tej pory na same wizyty weterynarza, USG, szczepienie przeciw ronieniu wydałam łącznie ok. 500 zł. Dlatego źrebaka chcę zostawić sobie, bo wcale nie kalkuluje mi się sprzedawanie go. Ślązaki same w sobie są akurat opłacalne, jeśli ktoś ma teren i ogrom czasu, żeby je układać. Moja znajoma aktualnie zajmuje się wyłącznie tym, kupuje niezajeżdżonego konia rasy śląskiej za powiedzmy 3500 tyś., a sprzedaje po ok. 2 miesiącach za 5-6 tyś. To - poza pensjonatem dla koni pod dużym miastem - na dzień dzisiejszy chyba jedna opłacalna forma 'końskiego biznesu'. Do ślązaków też są dopłaty, nawiasem mówiąc. Tylko oczywiście trzeba spełnić szereg kryteriów. |