Nasze życie na wsi
Ja natomiast mogę liczyć na to, ze mi sąsiedzi "tyłek obmyją". jak nie mają tematu, to sobie wymyślą, Świecące sie u mnie w nocy długo światło i brak odwiedzin mojej córki ((studiowała ponad pól roku we Francji), stworzyło newsa, że urodziła nieślubne dziecko i ja je wychowuję (stąd to światło po nocy) Nikt się jednak nie zastanowił, co z tym oseskiem w dzień, skoro ja idę na parę dobrych godzin do pracy, a starszy raczej do niemowląt się nie nadaje. Jak rozum śpi, budzą się demony. Ja miałam w pewnym sensie fajnie, bo nikt nie miał za bardzo śmiałości z newsami do mnie startować. Teraz tez mam fajnie, bo nigdzie nie chodzę.
Dziś zrobiłam wyłom i polazłam do sąsiadki. Wzięłam jej szlafrok do skrócenia i dostałam butelkę gronowego wina, Ale takie jakieś, łe.
Sąsiedzi sobie raczej nie pomagają na codzień. Do nas czasem zalatują, jak jest pora siewów i potrzebują siewnika. Na ogół wtedy są jak jest już z rzepaku na pszenice przestawiony i próba kręcona zrobiona.
Dopiero tej jesieni mi sie troche udało, bo nie wszystko musiałam sama zrobić przy tym siewniku. A kto nie robił, to zaręczam, że troche roboty jest, zanim sie z ziarkiem w pole pojedzie. I ręce w smarze po łokcie.
jeden biega też po przyczepę w żniwa. Ale przyzwoity był, bo w rewanżu ją uszczelnił. Ja od niego brałam owies na wymnianę za pszenicę, ale i tak był do przodu, bo brałam fifti-fifti. A pszenica droższa od owsa.
Dał mi też za przyczepe 10 wiązek słomy, ale to chyba sobie porządek w stodole zrobił.


  PRZEJDŹ NA FORUM