Chleb
Problem jest ten, że ja drożdżowe ciasto robie zawsze na oko. I nie potrafię dać przepisu. Mogę CI tylko opowiedzieć jak to zrobić.
Generalnie: zaczynam od rozczynu. Nie zaczynam od mąki, bo trzymam ja w spiżarce, a tam zimno jak cholera - więc trzeba wcześniej przynieść, żeby sie ogrzała. Ja mam mąke z zaufanego młyna, na oczach mielona, świeżą, więc jej nie sieję, bom leniwa.
Teraz rozczyn na słodkie ciasto: biorę pół kosteczki (5dag) drożdży, sypię 4 łyżki cukru i rozcieram na rzadko. Wlewam szklankę mleka, lub jogurtu, lub kefiru, sypię mąkę, żeby było gęściejsze niż na naleśniki. I wstawiam do piekarnika nastawionego tak ciut ciut z fyrtakiem (żeby cieplutko tam było, ale nie gorąco) W starych książkach piszą, że cały cykl produkcyjny drożdżowego powinien w 30stopniach się odbywać. Rozczyniam w pojemniku od miksera (tym białym takim). Jak mi sie podniesie do więcej niz połowy wysokości tej miski, wtedy wyjmuję, daję 2 całe jajka (niby się nie powinno białek do drożdżowego, ale mojemu jakoś nie szkodzą)) tak ok 50ml, może ciut więcej oleju i sypię mąkę. To powinno przyjąć ok 0,5 kg mąki. Wyrabiam śrubami od miksera. Ciasto powinno być dość luźne ((jak jest gęste, tpo potem wyrób pancerny wychodzi). Stawiam w ciepłym, powinna nad tym pojemnikiem urosnąć czapa. Wtedy wyjmuję na stolnicę (poobrywałam brzegi, bo mi wolność ograniczały) i wałkuję na całą stolnicę na grubość mniej niż centymetr. Co spada -obcinam nożem. Robi mi się ładny prostokąt. Tnę go na mniej-więcej kwadraty ok 7cm nożem do pizzy albo radełkiem. Dalej napisałam wyżej. Jabłka mam w słoiku starte na tarce. Układam luźno na blasze z piekarnika, na papier brązowy. I do piekarnika. Włączam na termoobieg, na 150stopni. Piekę na rumiano. Po wyjęciu ściągam z blachy (blacha jest gruba, trzyma ciepło, mogą zesztywnieć) Otwieram na chwilę piekarnik, żeby sie troche oziębił i wsadzam drugą blachę.
Robię zawsze tzw duży rozczyn, tzn z całęj ilości płynu, jaki ma iśc do ciasta.
Zasada jest taka - im więcej cukru jajek i tłuszczu tym ciasto drożdżowe jest "cięższe", gorzej rośnie i jest mniej puszyste. A drożdżowe ciasto wcale nie potrzebuje mendla jaj, żeby było dobre. Sztuka jest w wyrobieniu i temperaturze. Jak wyrabiasz ręką, to dotąd aż się bęzie rwało przy ręce i odchodziło od miski (nie będzie się do niej kleiło). Jak za gęste troche wyzło, to zawsze można trochę wody kapnąć.

Jak robię z jajkami, to szklanka płynu, jak bez jaj, to 2 szklanki.
Zacznij od "wodnej" bułki, jak nie wyjdzie nie będzie szkoda wyrzucić. Daj do rozczynu tylko 2 łyżki cukru, 2 szklanki wody, może byc z mlekiem na pół. Potem do wyrabiania daj trochę soli, dużą szczyptę (czyli w 3 palce)
Jak Ci wyrośnie, przełóż do keksówek, wyrównaj, posmaruj po wierzchu mlekiem, możesz posypac makiem lub czarnuszką, wstaw do zimnego piekarnika, włącz na 150 i patrz co sie dzieje. Staraj się nie otwierac piekarnika, aż się zacznie rumienić.

No to tyle opowieści o bułce. Na Boże Narodzenie upiekłam w plackowej blasze. Zeżarli na pniu, w wigilię musiałam upiec drugą.


  PRZEJDŹ NA FORUM